Sławne osoby zyskujące poklask po śmierci, brzmi znajomo? Działo się tak od zawsze. Nie chcę tu wyjść na smutną kujonkę zainteresowaną literaturą, ale było tak od Norwida a nawet wcześniej. Tylko teraz to nie poeci, ale muzycy, aktorzy i celebryci.
Temat przyszedł mi do głowy w związku ze śmiercią Anny Przybylskiej. Medialna szopka jest jakby mniejsza. Ludzie okazują więcej szacunku. Rozumieją, że nagle zostając fanami zmarłych są hipokrytami? Że sztuczne znicze na facebooku nie mają sensu? Mam nadzieję, że hiperbelizowanie zasług zmarłych niedługo minie. Ania była wspaniałym człowiekiem i dobrą aktorką. To tyle w temacie.Jednak nie mogę przestać się zastanawiać, co wpływa na takie traktowanie tego, co ludzie osiągneli, po ich śmierci. Tak, śmierć jest wielką tragedią. Śmierć każdego człowieka, nie ważne kim jest. Wszyscy chcielibyśmy jak najwięcej zrobić w życiu, zostać zapamiętanym.
Z drugiej strony, od tego sztucznego uwielbienia chce mi się wymiotować. Moja koleżanka została wielką fanką Michaela Jacksona po jego śmierci. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wcześniej chociaż o nim wspomniała, lub gdyby jej faza nie skończyła się po dwóch latach. Wiem, że wszyscy zmieniamy się, wyrastamy z pewnych rzeczy, ale takie zmiany nie powinny odbywać się z dnia na dzień.
Społeczeństwo można jeszcze zrozumieć, ale na przykład postawa Izy Miko po śmierci jej chłopaka - jest załamana, a później uśmiecha się, pozuje fotografom kilka dni później? Czy to nie jest odrobinę spaczone?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz